-Jak ty to sobie
wyobrażasz?- krzyczałam. Nie mogłam
opanować emocji, kiedy moja mama powiedziała mi, że przeprowadzamy się do
Nowego Jorku –Mam zostawić tutaj wszystkich przyjaciół, szkołę i tak po prostu
wyjechać?
- Kochanie nie krzycz. Wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz.
Poznasz nowych ludzi, a szkoła, do której będziesz uczęszczać da ci więcej
możliwości na przyszłość.
Nie chciałam więcej tego słuchać. Zrozpaczona i zarazem
wściekła pobiegłam do mojego pokoju, potykając się o niektóre schodki. Opadłam
na łóżko, gniotąc wyprasowaną i starannie ułożoną narzutę. Jak mam to wszystko
zostawić tak z dnia na dzień? Tutaj spędziłam całe moje dzieciństwo. Czy
poradzę sobie w nowej szkole? Jak zniosę rozłąkę z Melanie? Te pytania krążyły
w mojej głowie aż do późnego wieczora, kiedy wyczerpana tym wszystkim zasnęłam.
***
-Lizzie, Lizzie- ktoś obudził mnie szarpnięciem. To była
mama. Wyglądała zwyczajnie, ale w jej oczach malował się smutek. Zmęczona
potarłam ręką oczy.
-Która godzina? – spytałam jeszcze zaspana.
-Już późno, dochodzi dwunasta. Nie chciałam ciebie budzić,
ale muszę cię o coś poprosić zanim pójdę do pracy. Musisz się dzisiaj spakować,
Liz. Nie mówię, że od razu masz wszystko władować do pudeł. Mam nadzieję, że
chociaż trochę rzeczy…
- Jasne- przerwałam jej. Wcale nie miałam ochoty się pakować
ani stąd wyjeżdzać.
Odczekałam chwilę aż mama wyjdzie i zamknie za sobą drzwi.
Musiałam się komuś wyżalić i to natychmiast. Szybkim ruchem sięgnęłam po
telefon, zrzucając wszystko, co było na szafce nocnej na podłogę. Melanie
odebrała po trzech sygnałach.
-Hej, Liz. Coś się stało?- usłyszałam jej głos w słuchawce.
-Możemy porozmawiać? Ale nie tak przez telefon, tylko
chociażby w kawiarni? Za 30 minut?
- Jasne, ale powiedz chociaż, o co chodzi- było słychać w
jej głosie, że jest bardzo ciekawa.
-Dowiesz się w kawiarni- rozłączyłam się i odłożyłam
telefon.
Wyskoczyłam z łóżka i pospiesznie udałam się do łazienki. Po
paru minutach byłam już gotowa do wyjścia. Z rozmachem otworzyłam drzwi, mało
co nie przewracając się o stojące w przedpokoju buty. Wyszłam z domu. Z domu,
który już niedługo miał nie być moim domem…
***
W ciągu nocy pogoda zmieniła się
drastycznie. Było chłodno, padało, a na niebie deszczowe chmury przysłaniały
słońce. Szybkim krokiem przemieszczałam się w stronę kawiarni. Z daleka
zauważyłam Melanie siedzącą przy jednym ze stolików. Zdjęłam płaszcz i powiesiłam
go na wieszaku stojącym przy szklanych drzwiach. Dosiadłam się do stolika.
- Cześć- przywitałam się.
-Cześć- odpowiedziała mi Mel- Poproszę jedno cappuccino i
ciasto śmietankowe- zwróciła się do kelnera, który nie wiadomo kiedy zjawił się
przy nas.
- To ja to samo, poproszę- chłopak uśmiechnął się i odszedł-
Wiesz, moja mama wymyśliła coś strasznego- powiedziałam- niestety
przeprowadzamy się do Nowego Jorku jeszcze przed końcem wakacji- zaczęłam bawić
się leżącą na stole łyżeczką- najgorsze jest to, ze muszę wszystko zostawić. Szkołę,
znajomych- nie wspomniałam o Jack’u- także ciebie.
Melanie długo milczała. Pewnie kompletnie ją tą wiadomością
zaskoczyłam.
-Liz… nie wiem, co powiedzieć- jąkała się- to okropne… kiedy
wyjeżdżasz?
- Dokładnie nie wiem- odłożyłam łyżeczkę na miejsce i
zaczęłam pić gorące cappuccino, które przed chwilą przyniósł kelner- ale
prawdopodobnie już w następnym tygodniu.
***
Kiedy znalazłam się w domu,
wzięłam się za porządkowanie rzeczy. Kto by pomyślał, ze tyle tego wszystkiego
jest. Znalazłam stare prace, niektóre jeszcze z przedszkola. Wiele zdjęć ,
jakiś dokumentów mamy, które nie wiadomo skąd wzięły się w moim pokoju. Z jednej teczki wypadła bardzo stara
fotografia. Była na niej moja mama i jakiś mężczyzna, którego nie znałam.
Otworzyłam teczkę i zobaczyłam więcej takich zdjęć. Na niektórych była też z
nimi mała dziewczynka. Czy to ja? Nie, to przecież niemożliwe. Tak to byłby z
nami mój tata, a nie On. Usłyszałam pukanie obcasów o schody. Pospiesznie
schowałam fotografie to pierwszej lepszej książki, która miałam pod ręką. Po
chwili do pokoju weszła mama.
-Cześć kochanie, jak idzie ci pakowanie?- zapytała.
-Całkiem nieźle- odparłam.
Mama popatrzyła na swoje stare teczki. W pewnej chwili
zauważyła tę ze zdjęciami, podniosła ja i powiedziała:
-Lepiej to zabiorę. To są… stare dokumenty z pracy. Były bardzo
ważne. Nie mam pojęcia jak to się u ciebie znalazło- odwróciła się i wyszła.